czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 7

Clara. 

Przez całą noc nie mogłam zasnąć, a gdy wreszcie się udawało, budziłam się od razu. Moja poduszka oraz twarz były całe w czarnych łzach. Tak, czarnych. Bardzo przygotowywałam się na - przyznajmy szczerze - randkę z Diego. Moja granatowa sukienka, którą nadal miałam na sobie, była cała pognieciona, a makijaż, tak piękny, praktycznie znikł. Tusz do rzęs usmolił wszystko wokół mnie. 

Ani się obejrzałam, a na elektrycznym zegarze obok mojego łóżka, wybiła 6:00. Wiedziałam, że już koniec wolnego i trzeba iść na plan, a co za tym idzie - odpowiadać na pytania dotyczące randki, oglądać Diego z jego nową, cudowną miłością... Postanowiłam wziąć szybki prysznic. Pozbierałam się i udałam do łazienki. Piętnaście minut później wróciłam owinięta ręcznikiem. 
Następnie, tradycyjnie sprawdziłam Twittera. Miałam taki zwyczaj, że zawsze na początku, wchodziłam na konta... znajomych. Jorge pisał coś o Ruggero i ich vinach, Lodo o piosence, Cande o kolejnej krótkiej wycieczce z Facu, Mechi dodała nowe zdjęcie. Z Xabianim. Westchnęłam. Wyglądali na szczęśliwych... W końcu, Martina. 

@diegomcea dziękuję za cudowny wieczór!!! musimy to powtórzyć! 


Rzuciłam telefon na łóżko i znowu poczułam wielką gule w gardle. Oczywiście. Tutaj nie trzeba było nic dopowiadać. Martina idealnie podsumowała wszystko w tych dwóch krótkich zdaniach. Po prostu cudownie. 



Diego. 


Z łóżka wstałem o 6:30. Obudził mnie dźwięk telefonu, oznaczający nadejście nowej wiadomości. Sięgnąłem po niego i napotkałem sms'a od Jorge.






I w tym momencie, nie wiedziałem, o co właściwie chodzi. Clara nie przyszła, więc wyszedłem z Tini. Tak po przyjacielsku. Gdyby Jorge nie miał dziewczyny, pomyślałbym, że się zakochał. Ale Clara jest moja. 

Zaraz, co? 
Ugh... 

Wstałem z łóżka, odrzucając od siebie myśl, że Jorge mógłby zakochać się w Clarze albo, co gorsza, być z nią. Może nie byłem dobry w okazywaniu uczuć, ale wiedziałem, że coś jednak do niej czuję. Nie miałem w tamtej chwili jednak pojęcia, czy to bardziej miłość, czy nienawiść. Pierwszy raz, gdy ją zobaczyłem, pomyślałem, że "jest ładna, ale zbyt przemądrzała". Potem coś zaczęło się pojawiać... Coś... Lecz nigdy, nigdy się do tego nie przyznałem... Dopiero na ran... Spotkaniu z Martiną... Wyobrażałem sobie jej piękne loki kontrastujące z elegancką - zapewne - sukienką. Jej delikatną twarz, malinowe usta pokryte czerwoną szminką, głębokie, szmaragdowe oczy... 

No, ale kiedyś trzeba było się ogarnąć, jak to mówią i żyć. 
Problem w tym, że nie umiałem, po prostu ona była wszędzie, zawsze w mojej głowie. 
Myślałem, że może jakaś inna dziewczyna temu zaradzi... Ale nie. Dlatego ją zaprosiłem. 
A ona nie przyszła. 
Więc dlaczego teraz płacze i zwala całą winę na mnie? Ja się postarałem i to ja byłem w tym wszystkim najbardziej poszkodowany. Oni wszyscy myśleli, że od razu miałem w planach spotkać się z Martiną... Huh, też mi coś. Gdy Clara się nie zjawiła, poczułem coś, jakby wielki młotek uderzył mnie w brzuch. A Tinka tylko mi pomogła, złagodziła fakt, że Clari mnie wystawiła. Nie wiem skąd się tam wzięła. Wiem, że mi pomogła. 


Clara. 


Postanowiłam się pozbierać, nie płakać. Myślę, że mi się udało, pomijając tę całą noc. Ubrałam się byle jak, jakieś jeansy i bluza, w końcu i tak, będą nas malować i przebierać. Na śniadaniu, które jadłam sama, bo nie miałam ochoty na większe towarzystwo, przeglądałam scenariusz. Na dzisiaj wypadały sceny Germangie. Mieliśmy się - ja, czyli Angie i Diego, czyli German - kłócić, a potem, "spoglądać na siebie ukradkiem" cytując tekst na kartce. 

- Przepraszam, mogę się dosiąść? - usłyszałam głos, na który od razu podniosłam głowę znad kartki. 
- Taaa, chyba tak - powiedziałam do Diego (na szczęście Ramosa). 
Mimo, iż był ode mnie wiele starszy, byliśmy na "ty". W końcu, całowałam się z nim już dwa razy. 
- Jesz sama? - zagadał, biorąc do buzi łyżkę płatków. Uśmiechnęłam się. - Tak, trochę źle się poczułam, nie chciałam psuć innym humoru - skłamałam. 
- Mi na razie nie popsułaś - zaśmiał się, a ja chwilę po nim. 
- Mamy dzisiaj wspólną scenę - dodał, nie patrząc mi w oczy. Wolałam uniknąć rozmawiania na ten temat, on chyba również, a jednak, zagadał. 
- Taa... - odpowiedziałam, nie mogąc wydusić więcej. Ponownie się zaśmiał. 
- Hej! Czemu jesteś taka przygaszona? 
Reszta rozmowy, była taka... Płynna. Przestałam postrzegać go jako kogoś, kto jest zbyt nudny i za stary na rozmowy z dwudziestoparolatką. Pewnie to trochę było, czy wydawało się być dziwne, cóż. 


Diego. 


W stołówce usiadłem sam przy stoliku. Niestety po chwili dosiadła się do mnie Martina. Nie chciałem jej spławiać ani być niemiły, więc pozostawało mi modlić się, żeby reszta pomyślała sobie, że z nią kręcę. Chociaż szczerze mówiąc wtedy było mi wszystko jedno. 

Martina mówiła zdaje się o jakiejś nowej kolekcji ubrań, jednak mi nie w smak było jej słuchać. Mój wzrok spoczął na Clarze, która podobnie jak ja (nie licząc Tinki) siedziała przy stoliku samotnie. Powoli jadła jakąś sałatkę, podpierając głowę na dłoni. Jej lśniące blond włosy nonszalancko opadały na drobne ramiona. Po chwili dosiadł się do niej Ramos. Poczułem dziwne uczucie w brzuchu. Zdaje się, że mieli kręcić dzisiaj scenę razem. Może po prostu chcą coś omówić... 
Wtem zaśmiał się z czegoś. Gdy po chwili i ona się uśmiechnęła, poczułem zalewającą mnie od wnętrza falę zazdrości. Może i faktycznie była lekko bezpodstawna, zważywszy na fakt, że Ramos był od Clary prawie dwa razy starszy, jednak nie miałem wpływu na uczucia, jakie się we mnie rozwijały... Nawijanie Tinki i dość znaczna odległość uniemożliwiały mi usłyszenie o czym rozmawiają... O ile na początku ich gadka wyglądała na dość sztywną, teraz mówili bardziej swobodnie, co jakiś czas chichocąc. Clara odgarnęła z ramienia włosy. Jasne, błyszczące, zdrowe, piękne... Nietłuste
- Diego, Diego - Martina pstryknęła palcami tuż przed moją twarzą. - Słuchasz mnie? 
- Nie... Co? Tak, no mów, mów, słucham.
- Skoro tak uważnie słuchasz, to o jakiej kolekcji butów mówiłam? 
- Butów? Ee... Kozaków? 
- Diego, myślisz, ze jestem głupia? - z trudem powstrzymałem się od przytaknięcia. - Myślisz, że nie widzę, że cały czas gapisz się tylko na Clarę? Zrozum, ona cię nie kocha. Wystawiła cię z tą kolacją... A my... z nas byłaby taka świetna para! Jesteś taki przystojny, a ja taka śliczna... - jej dłoń powędrowała po stoliku i napotkawszy moją, zacisnęła na niej palce. - Wiesz jak cudownie wyglądalibyśmy w blasku fleszy? 
Wtem zobaczyłem, że obok naszego stolika przechodzi Clara... Kierowała się do wyjścia. Przekląłem w myślach. Dlaczego akurat w takim momencie? Próbowałem uwolnić rękę od Martiny, jednak bezskutecznie. Co gorsza, zaraz za nią wyszedł Ramos. 
- To ty! - warknąłem nagle w stronę Martiny. W jednej chwili wszystko do mnie dotarło. - To TY zabrałaś mi komórkę i wysłałaś Clarze wiadomość, że odwołuję kolację. To wszystko twoja wina! Martina, zrobiłaś to specjalnie, tylko po to, żeby wyszło na twoje? 
- Oj Diego, Diego, tak wiele jeszcze musisz się nauczyć. Oczywiście, że to ja. Miałam cię za nieco inteligentniejszego. Sądziłam, że domyślisz się wcześniej... Ale ważne, żebyś miał dalej tą swoją śliczną buźkę, a możemy daleko zajść... Razem. 
- Martina, zrozum w końcu, że nic do ciebie nie czuję. Ten numer, który wycięłaś mi i Clarze to była czysta podłość. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. I oddaj mi telefon, z łaski swojej. 
Dziewczyna odpięła torebkę i cisnęła moją własną komórką prosto we mnie. Porwałem ją i w szybkim tempie wyszedłem z restauracji. Zmierzałem na plan. 


Clara. 


*Kilka minut wcześniej* 


Dwa stoliki ode mnie siedział Diego. Wraz z Martiną. Typowe. Z moim nieco starszym towarzyszem nie rozmawiało się wcale najgorzej. Gdy skończył swój posiłek, poczekał aż i ja się najem, a następnie zaproponował, że odprowadzi mnie na plan. Kiedy przechodziłam obok stolika, zajmowanego przez  Diego i Tinkę, poczułam jak w środku cała płonę. Nie zaszczyciłam ich spojrzeniem. Przyspieszyłam jedynie kroku, aby jak najszybciej opuścić to przeklęte pomieszczenie. Dziś mieliśmy wznowić nagrania, a co za tym szło - naszej telenoweli (i wcale nie chodziło tu o "Violettę") z Martiną w roli głównej ciąg dalszy... 



* * * 


Szczęśliwa siódemka nie taka szczęśliwa. Ale cóż, zawsze mogło być gorzej... 

Ogłoszenia duszpasterskie.
Więc, po pierwsze, zmieniłam nazwę... Mogliście już zauważyć.
Po drugie, ten, dzieję się, heh... Tak, w zasadzie to pogratulować Skai tego pomysłu z sms'em i wgl, świetnie wyszło :) Jakoś tak, haha...
I po trzecie, nie wiem, może widzieliście mój... hm, temat na Filmwebie. Tak, jeżeli nie, to... cóż. W każdym bądź razie, tego bloga o Dielari nadal piszę xD
Ostatnio tak to szybko idzie, haha xD

Dziękujemy za uwagę i zapraszamy do komentowania. Całusy. :)

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 6

Diego.

Przyszedłem do restauracji i zająłem miejsce przy stoliku dla dwóch osób. Zerknąłem na zegarek. Byłem dziesięć minut wcześniej. Gdy wybiła osiemnasta, zacząłem uderzać nerwowo palcami o blat stołu. Kilka minut później zacząłem zastanawiać się, czemu Clary jeszcze nie ma. Stwierdziłem jednak, że pewnie nie zdążyła się wyszykować. Kobiety...
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było ładnie urządzone. Kremowe ściany ciekawie kontrastowały z brązową podłogą. Obrusy na stolikach miały karmazynowy kolor.
Po upływie kolejnego kwadransa zacząłem się denerwować. Postanowiłem zadzwonić. Poklepałem się po kieszeniach w poszukiwaniu komórki, jednak nigdzie jej nie było. Zakląłem po nosem i oparłem podbródek na dłoni, wpatrując się w drzwi.
Wtem do restauracji wkroczyła Martina. Sięgnąłem po jadłospis, prawie przewracając przy tym wazonik z kwiatami i zakryłem się. Jednak w jakiś sposób dziewczyna zdołała mnie zauważyć i już po chwili siedziała ze mną przy stoliku.
- Diego. Co tu robisz sam? - zapytała, trzepocąc rzęsami.
- Właściwie to czekam na...


Clara.

Pozostając w granatowej sukience, wyszłam z pokoju na korytarz. Potrzebowałam chociaż trochę się przejść. Skierowałam się w stronę wyjścia z budynku, jednak po drodze spotkałam Jorge. Pomyślałam, że tutaj wiecznie ktoś musi się nawinąć. Ani chwili samotności, gdy jej potrzeba...
- Clara, co ty tu robisz? - spytał, patrząc na mnie, jakbym miała na twarzy wielkiego pomidora.
- Wygląda na to, że mieszkam - odparłam sucho.
- Nie, nie, czekaj. A ty nie powinnaś być teraz na ran...kolacji z Diego?
- Odwołał ją. Wysłał mi sms.
- Jak to? Nie, to nie możliwie. Widziałem jak wychodził...
- W takim razie pewnie poszedł gdzie indziej. Bo ja wiem, może znalazł sobie jakieś ciekawsze zajęcie? - wzruszyłam ramionami, tłumiąc załamanie w głosie.
- Nie, to niemożliwe - pokiwał głową. - Wszystkim chwalił się, że dziś z tobą wychodzi. Dawno nie widziałem go tak podekscytowanego...
Spłonęłam rumieńcem, słysząc jego słowa. Miałam nieprzemożną ochotę, aby powiedzieć "Kontynuuj", ale okazało się to zbędne, gdyż Jorge mówił dalej.
- On tam na ciebie czeka. Nie wiem, co miał znaczyć ten sms, ale jestem pewien, że siedzi tam, gdzie się umówiliście i ma nadzieję, że jeszcze przyjdziesz, Clari. Leć do niego.
Nie musiał mnie dłużej przekonywać. Podziękowałam mu i wyszłam z budynku. Na ulicy zatrzymałam taksówkę i kilka minut później byłam już pod restauracją "Las Rosas".


Diego.

*kilka minut wcześniej*

Siedziałem w restauracji, słuchając cudownego opowiadania Martiny, jak to było na gali. Dziewczyna widocznie "wczuła" się już w klimat. Zamówiła kawę i śmiała się wniebogłosy, co idealnie ukazywało jej zęby.
- Diego, słuchasz mnie?- zapytała naburmuszona.
Podniosłem wzrok ze swoich dłoni na stole. Westchnęła.
- Mówiłam, że może pójdziemy w jakieś bardziej... typowe miejsce - powiedziała. - Oj, nie załamuj się, Clara cię zostawiła, ale ja bym w życiu takiego czegoś nie zrobiła - dodała, trzymając dłoń na piersi i znowu się śmiejąc.
- Może masz rację... - westchnąłem i wstałem, zostawiając na stoliku monety. Dziewczyna zadowolona, zrobiła to samo i z wielkim bananem na twarzy ruszyła ku wyjściu. W kulturze, otworzyłem jej drzwi, a gdy wyszliśmy na zewnątrz, poczułem powiew świeżego powietrza oraz krzyki fanów. Martina zignorowała to i popędziła ku samochodowi. Bez słowa ruszyłem za nią.


Clara.

Wysiadłam z pojazdu, zapłaciłam i podziękowałam kierowcy. Po raz pierwszy miałam wejść do tej restauracji, lecz wiedziałam, że będzie genialnie... z Diego. Znaczy... Ugh.
Obejrzałam się, w prawo, w lewo. W większej części stolików, siedziały jakieś pary. Wnętrze było ciepłe i miłe. Jednak ani śladu Hiszpana, z którym się umówiłam. Bez zastanowienia, z śmiałym wyrazem twarzy, ruszyłam do pierwszego napotkanego kelnera.
- Przepraszam? - zagadnęłam go.
Mężczyzna, który wyglądał na ok. 30 lat, z lekkim zarostem i ciepłym wyrazem twarzy, obrócił się w moją stronę. Od razu zapytałam.
- Był tu może... Hmm... Taki... Przystojny, czarne włosy, około 20 lat, umięśniony.
Kelner chwilę pomyślał, zanim powiedział:
- Mówi pani o tym aktorze? Tak, był tu, potem przyszła jakaś młoda dziewczyna, miała takie dziwne włosy i wianki na głowie. Siedzieli chwilę, po czym zapłacili bez słowa i wyszli.
Poczułam jak robię się czerwona i zżerała mnie zazdrość. Nie wiem dlaczego, tak po prostu. Dlaczego Diego umówił się ze mną? Aby potem wszystko odwołać i spotkać się z Martiną? Podziękowałam więc i wyszłam. Byłam przygaszona, nie miałam na nic chęci. Łzy napływały mi do oczu, jednak zostawiłam je na wieczorne wypłakanie się w poduszkę. Nie zamawiałam taksówki, a ruszyłam pieszo, w stronę hotelu. Miałam tylko nadzieję, że nie spotkam nikogo, kto pytałby o moje spotkanie z Diego, którego praktycznie nie było. On zaś pewnie balował teraz ze swoją nową miłością... Byłam taka głupia, mogłam się na to nie zgadzać. Przed oczami cały czas miałam obraz Martiny i Diego, razem.
Wróciłam do hotelu jakieś pół godziny później. Na całe szczęście nie spotkałam po drodze nikogo. Zdjęłam buty, kolczyki i wraz z torebką rzuciłam je na łóżko. Podeszłam do okna i oparłam się łokciami o parapet. Miasto spowijała noc. Tej nocy na niebie nie widać było ani jednej z gwiazd. Przyglądałam się panoramie Buenos Aires. Co robił w tej chwili Diego? Westchnęłam i po odejściu od okna, rzuciłam się na łóżko. Szczelnie okryta kołdrą, ukryłam twarz w poduszce i zaczęłam cicho szlochać...


* * *

A zapowiadało się tak pięknie...
I tak oto mamy kolejny rozdział.
Dość krótki, jednak dodany w miarę szybko. :)
Jak Wam się podoba?

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 5


Diego.

Clara oderwała się od Demetria i przez ułamek sekundy jej spojrzenie padło na mnie. Spuściłem wzrok i wyszedłem z jej pokoju. Skierowałem się do siebie. W swoim lokum zastałem w najlepsze bawiących się Xabianiego, Jorge i Samuela. Brazylijczyk trzymał gitarę i grał jakąś wesołą melodię.
- Dieeeego! - krzyknął Jorge na mój widok. - Siadaj, robimy twitcam.
Pozostali zaczęli klaskać. Zamurowało mnie. Nie miałem najmniejszej ochoty na jakikolwiek kontakt z otoczeniem. Chciałem poleżeć w samotności i spokojnie porozmyślać. Przy obecnym stanie rzeczy nie miałem jednak na to szans. Próbowałem zaprotestować, jednak okazało się, że twitcam już się rozpoczął. Nie miałem wyboru, wiedziałem, że chłopaki już mnie nie wypuszczą. Usiadłem obok Xabiego, który oznajmiał właśnie moje przyjście. W milczeniu obserwowałem jak Jorge wyczytuje coraz to nowe nazwy krajów i je pozdrawia. Samuel grał na gitarze jakąś piosenkę z serialu. Xabiani śpiewał ją razem z nim. Po chwili dołączył do nich i Jorge. Klepali mnie, i ja pośpiewał z nimi, jednak nie miałem na to ochoty. Marzyłem tylko o tym, żeby jak najszybciej dali mi spokój. Gdy umilkli, Jorge wrócił do odczytywania wiadomości. Tym razem padło na pytania.
- Słyszeliśmy plotki o Diego i Tini. Czy to prawda? - brzmiało jedno z nich. Samuel zaczął śmiać się i wydawać z siebie dźwięk, który brzmiał całkiem jak "uuuu".
Zacząłem zaprzeczać. Brakowało mi tylko tego, żeby ludzie myśleli, że łączy mnie coś z Martiną. Westchnąłem. Kilka minut później moi koledzy pożegnali fanów (zdobyłem się nawet na dość wymuszony uśmiech) i zamknęli laptopa.
- To co, będzie Dietini? - spytał Jorge, śmiejąc się do rozpuku.
Dałem mu kuksańca i wygoniłem jego i całą resztę z pokoju. Wreszcie miałem chwilę spokoju. Zostawili mi paskudny bałagan, ale przynajmniej w końcu byłem sam. Sprzątnąłem paczki po jedzeniu z łóżka i położyłem się na plecach. Patrzyłem bezczynnie w podłogę, zastanawiając się nad sensem własnego istnienia. Myślałem o Clarze i Demetriu. Straciłem swoją szansę. Byłem idiotą. Tchórzem, który bał się spróbować. Wściekałem się sam na siebie. Chwyciłem poduszkę i cisnąłem nią przed siebie. Przewróciła doniczkę z kwiatkiem, co tylko spotęgowało panujący w pomieszczeniu bałagan.
- Dlaczego wszystko jest takie trudne? - spytałem sam siebie.
- Cena miłości, stary - rozległ się głos. Poruszyłem się niespokojnie na łóżku. Z szafy wyskoczył Samuel, śmiejąc się do rozpuku. - Opowiadaj.
- Wynocha - warknąłem w jego stronę.
- Wyluzuj, już sobie idę.
Wyszczerzył zęby do mnie i skierował się w stronę drzwi. Zamknęły się z głuchym łoskotem. Wlepiłem wzrok w podłogę. Zostałem sam.


Clara.

*Kilkanaście minut wcześniej*

Włączyłam laptopa i weszłam na Twittera. Tym razem ominęłam zakładkę "Reakcje" i zaczęłam przeglądać nowości. Natrafiłam na link do Twitcama, który robili właśnie chłopcy nade mną. Oglądanie go wydawało mi się bezsensowne zważywszy na to, że mogłam zwyczajnie tam do nich iść i sama pokazać się fanom. Nie miałam jednak na to szczególnej ochoty. Twitcam wydawał się całkiem wesoły. Do tej pory nie wiedziałam, że Samuel tak dobrze gra na gitarze...
W pewnej chwili zjawił się Diego. Wyglądał na nieco przybitego. Zastanawiałam się, czy to z powodu tego, co zobaczył... Przecież nie byliśmy razem. Nawet się nie przyjaźniliśmy. Cóż, nasza relacja wyglądała dość dziwnie. Ciężko było ją zdefiniować.
- Słyszeliśmy plotki o Diego i Tini. Czy to prawda? - przeczytał Jorge.
Pozostali zaczęli się śmiać i szturchać samego zainteresowanego.
No jasne.
Ochota na oglądanie tego twitcamu jakoś nagle mi przeszła. Jak ręką odjął. Wyłączyłam laptopa i sięgnęłam po zeszyt. Zerknęłam do kalendarza, który w nim miałam. Pokazywał wszystkie dni. Te, kiedy kręcimy oraz te, kiedy mamy wolne. Jutro zapowiadał się kolejny leniwy dzień...
Westchnęłam i zaczęłam zastanawiać się, co mogłabym zrobić. Może zdobędę się na coś bardziej produktywnego niż leżenie plackiem? Dlaczego nie. Weszłam do łóżka i wlepiłam spojrzenie w sufit. Śmiechy, które dochodziły z góry powoli milkły.



Diego.

*Następnego dnia*.

Zjadłszy śniadanie w stołówce, postanowiłem udać się do pokoju, aby poleniuchować w samotności i zastanowić się, co mógłbym zrobić tego dnia. Gdy przechodziłem przez korytarz usłyszałem nagle czyjś śmiech. Śliczny, melodyjny śmiech. Wiedziałem doskonale do kogo należy. Przystanąłem na chwilę, oparłem się o ścianę i słuchałem.
- Ale jak to? - dobiegł mnie głos Lodovici.
- Po prostu - odparła Clara. Serce zabiło mi mocniej. - Demetrio to świetny facet z genialnym poczuciem humoru, ale... chyba wolę żebyśmy zostali przyjaciółmi. Nic do niego nie czuję.
Uśmiechnąłem się pod nosem. W tej chwili znów rozległ się śmiech, a następnie usłyszałem odgłosy stukania obcasów o podłogę. Lodovica odeszła. Odsunąłem się od ściany, z zamiarem udania, że przechadzam się po korytarzu. Jednak na drodze stanęła mi Clara. Miała na sobie czarny top, idealnie kontrastujący z jej jasną cerą i blond włosami, które nonszalancko opadały jej na ramiona. Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na mnie.
- Chyba nie podsłuchiwałeś, co? - zagadnęła mnie przesłodzonym tonem.
- Jaaaa? - przeciągnąłem sylabę. - Skądże. Ja tylko przechodziłem.
- Tak, tak - mruknęła i już miała odejść, jednak w porę ją zatrzymałem.
Złapałem Clarę za ramię. Stała teraz bardzo blisko mnie. Spojrzała na mnie pytająco. Po chwili zdobyłem się na odwagę i spytałem.
- Może zjemy dzisiaj kolację?
- Ee... razem? - przytaknąłem. - No dobra. Może być zabawnie.
- Świetnie. Bądź o osiemnastej w restauracji Las Rosas - posłałem Clarze uśmiech i uwolniłem jej ramię z mojego uścisku. Odeszła.
Uśmiechnąłem się na myśl o tym, że wreszcie udało mi się z Nią umówić. Ruszyłem w stronę mojego pokoju, jednak przez nieuwagę wpadłem na Samuela. Uśmiechnąłem się do niego.
- Cześć.
- A co to za uśmieszek? - spytał.
- Stary, jest lepiej niż kiedykolwiek - odparłem, śmiejąc się jak wariat. Samu spojrzał na mnie pytająco. - Umówiłem się z Clarą.
- Huhuu, co ja słyszę! Czyli jednak nie będzie Dietini? - puknąłem go w ramię i znów zacząłem się śmiać.


Clara.

*Kilka godzin później*

Zakładałam właśnie kolczyki. Do umówionej godziny zostały dwa kwadranse. Przejrzałam się w lustrze. Włosy związałam, wypuszczając odrobinę loków z tyłu. Założyłam czerwoną sukienkę przed kolano. Nagle przez głowę przeszła mi dziwna myśl. A co jeżeli to wcale nie miała być randka? Pomyślałam, że wyjdę na głupią przychodząc tak wystrojona... Rozpuściłam więc włosy i zmieniłam sukienkę na granatową, nieco mniej elegancką.
- Tak lepiej - powiedziałam do siebie i zerknęłam na zegarek w telefonie.
W tej chwili dostałam sms-a. Od Diego...

Clara, przykro mi, ale muszę odwołać naszą kolację. 
Wybacz. Diego.

Odłożyłam telefon na toaletkę i westchnęłam. A więc nic z tego...


* * *
Och, jaka szkoda. xD
Tak sobie urwę w tym miejscu, a co.
Jak rozwiną się wydarzenia? Ciąg dalszy już niebawem.
Co sądzicie?